poniedziałek, stycznia 2

Ateizm?

Dlaczego nazwa ateizm jest zła? Większość pewnie wie co oznacza. Theos to w greckim bóg, przedrostek a oznacza zaprzeczenie. Tak więc atheos, które do nas trafiło przez franuckie athée, można tłumaczyć jako bezbożny. Co złego jest w tej nazwie?

Takie określenie człowieka zakłada, że podstawową postawą jest teizm, czyli wiara w różnego rodzaju bogów. I dopiero człowiek, który nie wierzy jest ateistą. Jest to jednak umiejszające dla ludzi niewierzących jako umieszczenie ich w grupie odmieńców. Książka, która daje rady na jakiś temat lub tematy to poradnik. Czy więc wszelkie książki, które rad nie dają (np. powieści, opowiadania, itp.) nie powinny nazywać się jakoś w rodzaju bezradniki? Przecież one mają swoją specjalną nazwę (dla informacji: beletrystyka).

Idąc dalej, ludzie odrzucający bogów zazwyczaj wolą przyjmować wydarzenia myśląc logicznie, racjonalnie. Postawę ich zazwyczaj określa się jako racjonalizm. Dlaczego wobec tego ludzi, którzy istnienie wszelkich bogów przyjmują bez zastanowienia, nie nazywać irracjonalistami. Wszak to oni są grupą odmienną, która aby coś wyjaśnić potrzebuje wymyślać sobie nowe istoty. Jak niegdyś powiedział pewien franciszkanin William Ockham "Bytów nie mnożyć, fikcyj nie tworzyć, tłumaczyć fakty jak najprościej" ("Non sunt multiplicanda entia sine necessitate").

8 Comments:

At poniedziałek, stycznia 02, 2006 1:47:00 PM, Anonymous Anonimowy said...

Masz bardzo ciekawe pojęcie o świecie ; I co niezwykłe to co piszesz chcesz przekazać z sensem. Chciałabym , umieścić kilka twoich '' złotych myś li '' właśnie stąd, w moim magazynie literackim. Jest już ku końcowi jego budowa, i szukam czegoś orientalnego- kilka twoich prac nadaje się do tego. Jeśli, zdecydowałbyś się albo chciał po prostu zapytać ;

modlitwa@poczta.onet.pl
GG:5760697

pozdrawiam
M.

 
At poniedziałek, stycznia 02, 2006 2:38:00 PM, Anonymous Anonimowy said...

Ja myśle, że to jest błądzenie w neoscholastyce. To jest jedynie szufladkowanie zjawisk do szufladek, w których już wg. niektórych "produktywnych" teorii dawno się tam znajdowały.

A dla zobrazowania...

Idąc za zasadami logiki (która sama nie wie jaki ma status:) ), uznając, że jest podstawą metodyczną racjonalizmu (pamiętając o jego nawet irracjonalnych wariacjach, które przeczą zasadom logiki;) ) to nie można powiedzieć, że wychodzi z niej czysty ateizm. Może ale nie musi. Ścisła logika tworzy agnostycyzm, bo sądzi tylko to co podlega sądom, czyli to co sama obejmuje- czyli najwyżej pojęcie boga w rachunku zdań. A każdy wie czym różni się np pojęcie krzesła od samego krzesła. Różnica jest egzystencjalna, czyli mówiąca coś o istnieniu i tutaj zaczyna się zabawa z definiowaniem tego, co to w ogóle oznaza istnieć. Czy coś może być nie istniejąc ? I tutaj trzeba pobawić się już w słowotwórstwo, bo każde pojęcie ma swoje założenia. Pojęcia dotyczą butów - o których też mówił ockham. Jednak Twomasz z Akwinu problem boga rozwiązał na innej płaszczyźnie. Bóg nie jest bytem, tylko jest czystym istnieniem. Istnienie jest racją bytowania bytów, czyli bóg jest racją bycia bytów. A skoro sam nie jest bytem nie podlega logicznej analizie i jest przedmiotem jedynie wiary. A ludzie wierzą lub nie wierzą - jednak rozumem do boga nie dotrą - dlatego sądy rozumowe (jak szerzące się dawniej dowody na istnienie boga) są z gruntu nietrafne. W XX w. kwestią racji bytu zajmował się Heidegger, który uważał skupienie się na bytach jako przyczynę degradacji ludzkiej kondycji i namawiał do skupienia się na byciu przez emocje, by człowiek nie był ograniczony tylko do działalności rozumu, który pod pozorem łatwej zabawy pojęciami, nic konstruktywnego nie dawał a za to podważał sam siebie prowadząc ludzi do nurtu "bojaźni" nazywanego egyzstencjalizmem, a który może być punktem wyjścia do dalszych, ciekawych rozważań o ile nie będzie celem samym w sobie.

Tak jeszcze, co do irracjonalizmu i brzytwy Ockhama to ona w dzisiejszych czasach nie dotyczy wcale religii ale innych nauk jak np psychologia czy fizyka gdzie byty rozmnażają się jak króliki, bez dokładnej analizy czy są one jedynie instrumentami badawczymi czy prawdziwymi "bytami".

To jest tylko zabawa we wkładanie zjawisk do odpowiednich szufladek, które w rzeczywistości nie służą do niczego innego jak zabawy intelektutualnej ...która w przypadku nauk ścisłych może dawać jakieś praktyczne rezultaty, jednak w dziedzinie religii to niestety... czysta zabawa.

 
At poniedziałek, stycznia 02, 2006 3:38:00 PM, Blogger Dekoderek said...

Cały ten tekst miał właśnie na celu pewne szufladkowanie. A właściwie to zmianę nazwy szufladki. I tylko tyle. Nie miał zahaczać o problemy natury religijnej, filozoficznej czy jakiejkolwiek innej.
Dużo bliższą mi nazwą jest wspomniany przez Szymona agnostycyzm. Nie jest to jednak do końca tożsame pojęcie. Agnostycyzm można porównać do tzw. ateizmu słabego. Ale co jest z definiowanym ateizmem silnym albo nawet semiotycznym. Nie wspominając o tym, że agnostycyzm to też semiotyczne zaprzeczenie gnostycyzmu. A ja marzę o definicji od strony pozytywnej, żeby do niej tworzyć zaprzeczenie jako kontrpostawę.

 
At poniedziałek, stycznia 02, 2006 4:10:00 PM, Anonymous Anonimowy said...

Ale jakie praktyczne zastosowanie miała by taka definicja ? :)

To co jest teraz, przez badanie etymologii zdradza tradycje powstawania naszego języka odzwierciedlającego sposób pojmowania świata na przestrzeni wieków. Nie wiem czy istnieje język, w którym bezwierze byłoby punktem wyjscia formowania dalszych pojęć.. a ma to swoje uzasadnienie w pierwotnym postrzeganiu relacji człowiek-natura. Sposób aktualnego pojęciowania jest naszą "tradycją" nie tylko językową. Można oczywiście pozmieniać pojęcia.. ale właśnie, w jakim praktycznym celu ? Bo pojęcia służą tylko praktyce. Czy to właśnie nie byłoby tworzenie bytów językowych w nadmiarze ? Czy np. 4 określenia jednego zjawiska pomaga w jego zrozumieniu czy bardziej przyczynia się do tworzenia chaosu .. obecnego np w politycznym, cokadencyjnym redefiniowaniu pojęć sprawiedliwości, dobra, moralności itp ? Te pojęcia przez lata deformacji nie mają już określonych odniesień - są jedynie zabiegiem socjotechnicznym, demagogicznym.

 
At poniedziałek, stycznia 02, 2006 4:20:00 PM, Anonymous Anonimowy said...

A tak jeśli spojrzeć na to jeszcze bardziej gruntownie to sam wyraz wiara, bog są pojęciami negatywnymi, bo równie dobrze mogą stać w opozycji do nie istnienia tych zjawisk co byłoby na tyle oczywistą przesłanką słowotwórczą, że nie musiała by być upojęciowiona ;)

 
At poniedziałek, stycznia 02, 2006 4:23:00 PM, Blogger Dekoderek said...

Przykład polityczny jest jakby "w drugą stronę". Tutaj powstają nowe definicje do już istniejących pojęć. To jest nieco inny problem niż utworzenie nowego pojęcia. Tak, rzeczywiście jest to w brew zasadzie sformułowanej przez Ockhama.
Mógłbym powtórzyć to co pisałem w oryginalnym wpisie jako przyczyny mojego odczuwania potrzeby nowego pojęcia, ale może żeby nie powielać treści już napisanych przytoczę tekst pana Agnosiewicza: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1232

 
At poniedziałek, stycznia 02, 2006 4:41:00 PM, Anonymous Anonimowy said...

Z tym w "druga stronę" to to nie jest tak do końca, jestem zwolennikiem teorii mówiącej, że nie ma samodzielnych pojęć bez kontekstu.. i ten kontekst współtworzy pojęcie jako przesłanka niedopowiedziana i w tkai ujęciu sprawiedliwość Kwaśniewskiego oznacza coś innego jak sprawiedliwość Kaczyńskiego. Między tymi pojęciami a ich odniesieniem jest wielka "różnia" oddalająca pierwotny sens pojęcia "moralność".

Co do artykulu to rpzeczytam jak wroce, bo wlasnie wychodze :)

 
At poniedziałek, stycznia 02, 2006 10:07:00 PM, Anonymous Anonimowy said...

Decyduj się,decyduj !!!!!:D:D:D:]:]:]

 

Prześlij komentarz

<< Home